1
Kij z tobą!
Napisane przez
Kuba Standera
,
27 listopad 2012
·
1674 Wyświetleń
Czyżby miał to być już koniec sezonu? Wędki w szafę, kołowrotki po raz enty rozkręcić, wyczyścić natawocić i zapomnieć do marca o spoglądaniu na zatokę?
Moje chytre plany z ostatniego wpisu pokrzyżowała pogoda. O ile koniec tygodnia jeszcze rokował, to sobotni ranek dawał przedsmak tego co nas czeka.
Po uporaniu się ze wszelkimi przeciwnościami przybyłem an plażę pełen animuszu. Pierwszy look z góry i już wiedziałem, ze jest pozamiatane. Fale gigantyczne, jak przez cały tydzień, wiatr z północy tylko wzbudził w wodzie agresora.
Mimo to, trochę jak na ścięcie, rozkładam korbę, rozkładam muchówkę i brnę tym zasranym klifem w dół, ślizgając się na błotnistych trawach.
Normalnie - przewalone. Woda przy brzegu brązowa, pojawianie się z muchą niezbyt ma sens. Na kamienie na plaży odkładam kij i pstrykałkę, powolutku usiłuję dojść do "kamienia bezpieczeństwa". Luz psychiczny, bo w razie wywrotki najwyżej woda sie wleje w śpiochy, do chaty mam 10 minut spokojnego toczenia się. Kilka razy, gdy fala sięga prawie po pachy przed wywrotką ratuje mnie tylko kijek do brodzenia. Cudowny wynalazek, tak rzadko spotykany u naszych wędkarzy, często traktowany niczym umniejszenie samczej dumy, tak naprawdę jest wielkim ułatwieniem. Czy w sytuacji łażenia po śliskich kamolcach, czy w mocnym nurcie rzeki - bardzo ułatwia i złapanie równowagi i przejście przez ta rynienkę, za którą czeka eldorado lipieniowe. Wspaniały prezent od Bujo, z pierwszego Dunajcowego zlotu, od tego czasu jest za mną na każdym wyjeździe, nie licząc oczywiście tych z kajaka, gdzie zbyt wielkiego pożytku by nie było.
W końcu udaje się mi dopełznąć do kamienia. Fala przewala się przez kamień, wody dobre 60cm ekstra, usiłując wykorzystać gwałtowny spadek ciężaru i pływalność wskakuję na kamień dupen-stajl, tyłkiem naprzód. Ledwo się usadawiam, kolejna fala, wyższa troszkę niż zwykle, przewala się przez kamień, przeze mnie, górą nad kapturem, przez kaptur woda wdziera się niczym w tytaniku. Nim łapię znowu więź z rzeczywistością stoję! jakieś 2m od kamienia. Normalnie mnie zmiotło. Nie czas jednak na gapienie się, następna fala tuż tuż, udaje się mi tylko szybko stanąć bokiem jak znowu pluje morską wodą.
P... taką robotę, zbieram się w chatę. Przemoczone ciuchy ważą jak zwykle tonę, krępują ruchy. Dobrze ze w domu whisky czeka...
Moje chytre plany z ostatniego wpisu pokrzyżowała pogoda. O ile koniec tygodnia jeszcze rokował, to sobotni ranek dawał przedsmak tego co nas czeka.
Po uporaniu się ze wszelkimi przeciwnościami przybyłem an plażę pełen animuszu. Pierwszy look z góry i już wiedziałem, ze jest pozamiatane. Fale gigantyczne, jak przez cały tydzień, wiatr z północy tylko wzbudził w wodzie agresora.
Mimo to, trochę jak na ścięcie, rozkładam korbę, rozkładam muchówkę i brnę tym zasranym klifem w dół, ślizgając się na błotnistych trawach.
Normalnie - przewalone. Woda przy brzegu brązowa, pojawianie się z muchą niezbyt ma sens. Na kamienie na plaży odkładam kij i pstrykałkę, powolutku usiłuję dojść do "kamienia bezpieczeństwa". Luz psychiczny, bo w razie wywrotki najwyżej woda sie wleje w śpiochy, do chaty mam 10 minut spokojnego toczenia się. Kilka razy, gdy fala sięga prawie po pachy przed wywrotką ratuje mnie tylko kijek do brodzenia. Cudowny wynalazek, tak rzadko spotykany u naszych wędkarzy, często traktowany niczym umniejszenie samczej dumy, tak naprawdę jest wielkim ułatwieniem. Czy w sytuacji łażenia po śliskich kamolcach, czy w mocnym nurcie rzeki - bardzo ułatwia i złapanie równowagi i przejście przez ta rynienkę, za którą czeka eldorado lipieniowe. Wspaniały prezent od Bujo, z pierwszego Dunajcowego zlotu, od tego czasu jest za mną na każdym wyjeździe, nie licząc oczywiście tych z kajaka, gdzie zbyt wielkiego pożytku by nie było.
W końcu udaje się mi dopełznąć do kamienia. Fala przewala się przez kamień, wody dobre 60cm ekstra, usiłując wykorzystać gwałtowny spadek ciężaru i pływalność wskakuję na kamień dupen-stajl, tyłkiem naprzód. Ledwo się usadawiam, kolejna fala, wyższa troszkę niż zwykle, przewala się przez kamień, przeze mnie, górą nad kapturem, przez kaptur woda wdziera się niczym w tytaniku. Nim łapię znowu więź z rzeczywistością stoję! jakieś 2m od kamienia. Normalnie mnie zmiotło. Nie czas jednak na gapienie się, następna fala tuż tuż, udaje się mi tylko szybko stanąć bokiem jak znowu pluje morską wodą.
P... taką robotę, zbieram się w chatę. Przemoczone ciuchy ważą jak zwykle tonę, krępują ruchy. Dobrze ze w domu whisky czeka...
- mifek i ...not here lubią to
Bardzo liczyłem na to, że pojmasz coś na muchę.
Pozdrawiam